22 czerwca 2015 r. o godz. 7.20 pojawił się w Łążynie dość spory tłumek ludzi
– byli to uczestnicy wycieczki w Bory Tucholskie oraz ich zatroskani rodzice.
Ci ostatni wcale nie martwili się, jak ich pociechy poradzą sobie w podróży,
tylko zastanawiali, jak oni sami zniosą rozłąkę;)
A dzieci radziły sobie doskonale. Podróż trwała długo,
ale mieliśmy wiele przystanków podczas których zwiedzaliśmy bardzo ciekawe miejsca.
Pierwszy postój to rezerwat: Cisy Wyczółkowskiego,
gdzie po prostu nie mogliśmy wyjść z podziwu nad pięknem naszej polskiej ziemi...
Następnie zawitaliśmy do Tucholi, do muzeum regionalnego,
gdzie mieliśmy okazję poznać szóndy i kijanki (ale nie małe żabki!)
Do Muzeum Indian Północnoamerykańskich trudno trafić, ale się udało.
Historia Sat-Okha była fascynująca, podobnie jak indiańskie stroje,
narzędzia i przedmioty codziennego użytku.
Akwedukt w Fojutowie wzbudził niemałe zainteresowanie,
ale jeszcze większą atrakcją okazał się… plac zabaw,
na którym spędziliśmy małe pół godzinki.
Trochę zamieszania było w Człuchowie z przydziałem dzieci do pokoi,
lecz szybko udało się sytuację opanować. A później już tylko gry i zabawy,
małe zakupy na wieczorne „pogaduchy”, pieczone przy ognisku kiełbaski
i można już było spać. Ale nie wszystkim udało się szybko zasnąć.
Największe nocne gaduły miały więc nazajutrz zamglone spojrzenie,
ziewające buzie i humory takie sobie.
Wtorkowy poranek powitał nas deszczem i z tego powodu odwołano nam park linowy.
Byliśmy niepocieszeni!!! Rozpogodziliśmy się nieco ( w przeciwieństwie do pogody)
dopiero w zoo na widok potężnego tygrysa czy dostojnego lwa.
Potem było już naprawdę szybko: „obiadek” w Mcdonaldzie,
zwiedzanie muzeum w Chojnicach i wreszcie upragniony basen.
Po godzinie 17. ruszyliśmy dalej, czyli do domu. Dotarliśmy tam o 19.30
i mogliśmy wreszcie rzucić się w objęcia ukochanym mamom i tatusiom!!!
Wycieczkę uznaliśmy za zaliczoną, udaną, pouczającą i relaksującą.